— Mój Boże, panie sędzio, moje wiadomości prawie, że wyczerpane.
— A gdzież znajduje się nasz uciekający, nasz ranny?
— Co do tego punktu jesteś panie sędzio, równie dobrze poinformowany, jak ja. Zauważyłeś ślady między ruinami... widziałeś....
— Tak, tak, wiem... lecz od czasu, jak go wykradli, któż im udzieli wskazówki o tej oberży, do której go przenieśli?
— Oberży! oberży! — zaśmiał się Beautrelet. — To przypowiastka. Oberża ta nie istnieje. Jest to wybieg, jak tyle innych, lecz genialnie obmyślany, jeśliście panowie uwierzyli.
— Jakże nie wierzyć, kiedy doktór Delattre zaręcza...
— Właśnie dlatego, — odrzekł z przekonaniem Beautrelet. — Ponieważ doktór Delattre zaręcza, nie trzeba temu wierzyć. Przecież doktór Delattre nie chciał dać żadnych szczegółów, któreby prowadziły na ślad pobytu swego pacyenta! I otóż uwagę wszystkich zwraca na oberżę! Bądź pan pewnym, że rzecz tę kazano mu w ten sposób przedstawić, a nie inaczej, pod grozą zemsty. Doktór ma żonę i córkę. Za bardzo je kocha, aby nie miał być powolny tym ludziom, których olbrzymią siłę poznał. Z tego to powodu dostarczył wam tak dokładnych wskazówek.
— Doprawdy tak dokładnych, że nie możemy znaleźć owej oberży.
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/52
Ta strona została skorygowana.