Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

zrobili przez dni kilka, a co przysposobił kopista Charpenais przed rokiem.
Pochwycił ramię pana Filleul.
— Co myślisz o tem, panie sędzio? Nie jest to zadziwiająca rzecz, aby okraść kaplicę! Wynieść kamień po kamieniu, cały zastęp figurek i zastąpić je podobnemi! Nie jestże to godne podziwu? Jaki to genialny człowiek, który coś podobnego zdziałać potrafi?
— Za bardzo podziwiasz, panie Beautrelet
— Nie można dosyć podziwiać tego rodzaju człowieka. Wszystko, co przechodzi ponad mierność, warte jest podziwu i pochwały. Ten zaś postępek przewyższa wszystkie. Kradzież ta jest obfita w pomysły, i przeprowadzona z niesłychaną zręcznością!
— Szkoda, że umarł, — odrzekł z niezadowoleniem pan Filleul... — byłby może ukradł wieżę Notre-Dame.
Beautrelet wzruszył ramionami.
— Nie śmiej się, panie sędzio, bo wiem, że choć umarły, jest on dla ciebie postrachem.
— Nie przeczę... nie przeczę, panie Beautrelet, i przyznaję nawet, że z pewnem wzruszeniem przyglądam się jego dziełu... lecz, czy tylko przyjaciele nie uprowadzili jego ciała.
— Czy tylko był to rzeczywiście, Lupin, człowiek, którego moja siostrzenica zraniła, — wtrącił hrabia de Gesvres.
— To był on, wierz mi pan, panie hrabio to był on, który dotarł do tej kryjówki, która stała, się jego grobem.
I Beautrelet laska wskazał kaplicę.