Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

Za pomocą siekiery, po którą posłano, Beautrelet natarł na ołtarz. Kawały gipsu odpryskiwały. Naraz natrafił na jakiś twardy przedmiot, od którego siekiera odskoczyła. Jeszcze kilka uderzeń, a cała ściana zapadła się w głąb. Beautrelet zajrzał do otworu zapalając zapałkę.
— Schody rozpoczynają się bliżej brzegu, pod flisami, zaraz przy wejściu. Widzę tylko ostatnie stopnie.
— Jest głęboko?
— Trzy do czterech metrów... Stopnie są bardzo wysokie i braknie kilku...
— To niemożliwe, — rzekł pan Filleul, — aby w tym krótkim czasie, w którym uprowadzili pannę de Saint-Veran, zabrali także ciało z tej piwnicy, za długoby to trwało. Mojem więc zdaniem Lupin znajduje się jeszcze tutaj.
Przyniesiono drabkę, którą Beautrelet wsunął w otwór i zapytał:
— Zejdziesz, panie sędzio?
Sędzia zaopatrzony w świeczkę, odważył się pierwszy, hrabia szedł za nim. Ostatnim był Beautrelet.
Machinalnie naliczył ośmnaście stopni. Oczami badał kryptę oświetloną słabym płomykiem świecy. Naraz z dołu doszedł go odór zgnilizny, rozkładającego się ciała. Wskutek tego odoru dostał zawrotu głowy...
Wreszcie jakaś drżąca ręka spoczęła na jego ramieniu.
— Co to? Co się stało?
— Beautrelet — szepnął pan Filleul... — Beautrelet...