— Jestże to możliwe?
— Panie sędzio, wiem, że jestem szpiegowany przez osobę, która się tutaj znajduje, która mnie podsłuchuje, i zna moje intencye.
— Panu się zdaje!...
— Jestem tego pewien. Pana rzeczą jest zdemaskować tę osobę. Co do mnie, to chciałbym jak najprędzej skończyć. Wyprzedziłem moich przeciwników, wskutek tego więzy zacieśniają się wkoło mnie. Grozi mi niebezpieczeństwo... przeczuwam.
— Cóż znowu! Beautrelet, odwagi!
— No, zobaczymy. Na razie spieszmy się. Pozwól pan jedno pytanie: nie mówiłeś pan nikomu o dokumencie, który w mojej obecności wręczył panu brygadyer Quevillon?
— Na słowo, nikomu. Czy przywięzujesz pan jakiekolwiek znaczenie do tego dokumentu?
— Nawet wielkie. Powziąłem bowiem pewną myśl, i przyznaję, że to myśl tylko, bo dotychczas nie zdołałem tego dokumentu odczytać.
Chwytając pana Filleul za rękę, szepnął:
— Słuchaj pan... Ktoś jest pod oknem. Żwir pod stopami zatrzeszczał.
Beautrelet wychylił się:
— Już niema nikogo... lecz ścieżka jest podeptaną... łatwo można będzie rozpoznać ślady stóp...
Zamknął okno i usiadł na dawnem miejscu.
— Widzisz, panie sędzio, — podjął Beautrelet, — że nieprzyjaciel nie stara się zacho-
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/83
Ta strona została skorygowana.