Nazwisko jego napisane tłustemi literami w „Grand Journal“ zwróciło moją uwagę. Notatka brzmiała:
„Uzyskaliśmy przyrzeczenie od pana Izydora Beautrelet, że nam pierwszym wyjawi prawdę. Jutro w środę pismo nasze zamieści artykuł, który jasno wyświetli sprawę w Ambrumesy.“
— Obiecująca wiadomość. Co myślisz o tem, mój drogi?
Zerwałem się z miejsca. Obok na krześle siedział jakiś człowiek, którego nie znałem.
Wyciągnąłem rękę po broń jakąkolwiek, lecz postawa przybysza nie okazywała się groźną, cofnąłem się więc i przystąpiłem bliżej do niego.
Był to młody człowiek o energicznym wyrazie twarzy, jasnych włosach, z przedzieloną brodą. Ubiór miał skromny na sposób anglikańskich księży, od postaci zaś wiał spokój, który nakazywał szacunek.
— Kim jesteś? — spytałem.
Gdy nie odpowiadał, pytałem raz jeszcze:
— Kim jesteś? Jakim sposobem wszedłeś, i po coś przyszedł?
Patrzał na mnie i zapytał:
— Nie poznajesz mnie?
— Nie... nie...
— Ah! to ciekawe... Szukaj tylko w pamięci... jeden z twoich przyjaciół... przyjaciel specyalnego rodzaju...
Pochwyciłem go za ramię
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/93
Ta strona została skorygowana.