kimi sposobami, urządzając na nie polowania i zasadzki. Często stają się też ofiarami tej walki.
Miałem i ja z nimi przygodę.
Lat temu czterdzieści, wypadło mi odwiedzić krewnych, mieszkających na Podolu. Był pochmurny, jak dzisiaj, dzień zimowy. Śnieg padał od rana, ścieląc wyśmienitą sannę. Kazałem zaprząc do sanek parę rączych koni, wymościć sanie futrem, wziąłem fuzję do ręki i otulony ciepło, ruszyłem w drogę. Sanna była dobra, konie wypoczęte biegły raźno, parskając ochoczo. Od wioski, gdzie mieszkali krewni dzieliło mnie sto czterdzieści kilometrów. Jechałem dzień cały. O czwartej po południu zaczął zapadać zmierzch. Przede mną o parę kilometrów roztaczał się wielki bór. Za chwilę miałem doń wjechać. Rozejrzałem się wokoło — ani żywej duszy, ani
Strona:M. Zalewska - Przynęta na Wilki.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —