Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

miast na rozkaz jego, sypnięto Niemcom w oczy gradem kul. Siedmiu knechtów zaryło się twarzami w ziemię.
Wtedy dopiero, ku ubolewaniu Kuny, który pragnął przyjąć potyczkę, oficer niemiecki pośpieszył z ubolewaniem z powodu rzekomej „omyłki“. Tłumaczył się przed Kuną, że źle poinformowany poczytał ich za powstańców górnośląskich.
— Gdyby nawet tak było — odparł mu ostro Kuna — jest krzyczącem bezprawiem, jeśli strzelacie na polską ziemię... Powinienem was wystrzelać jak kaczki. Prawda, że nie jest to jedyne ani największe bezprawie pruskie...
Zachichotał z cicha, a lajtnant pobladł, przez chwilę żuł gniew i wreszcie przybierając minę dygnitarza, niby to wyższego nad takie docinki, odparł ze sztuczną godnością:
— Będziemy chyba trzymali się w granicach, służbowym naszym charakterem wyznaczonych.
— Szkoda, że pan nie trzymał się w granicach Niemiec!
— Omyłka, wypadek, powtarzam. Bardzo żałuję. Straciłem przez to kilku ludzi. Sadzę, że uważa pan ten ubolewania godny incydent za zamknięty.
— Niestety, nie pozostaje mi nic innego. Mam bowiem instrukcje unikania wszelakiej z wami strzelaniny. Obawiam się wszakże, by nie zaszła teraz nowa „omyłka“ innego rodzaju, to jest, by niemieckie władze wojskowe nie przewróciły kota w miechu i nie głosiły, że to my zaatakowaliśmy wasze patrole i sprowokowaliśmy was, jak zawsze niewinnych i zawsze pokrzywdzonych...
Gniew zawrzał znów w żyłach Prusaka. Żądłem ironji dotknięty, ścisnął rękojeść pałasza. Przez chwilę sapał, a gdy promienie ich źrenic spotkały się zwarły jak kleszcze, z warg jego padło:
— Pan nas nienawidzi...
— Tak jest, nienawidzę was! — odparł Kuna dobitnie, jakby składając raport, i po pauzie dodał: