Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

okiem ku drzwiom i umilkł, jakby przestraszony, że mury posłyszały to wyznanie.
Już jako gimnazjasta lgnął on do polskich książek i gazet i pielęgnował ideały narodowe, lecz Wiktor Kuna ani koledzy jego szkolni nic o tem nie wiedzieli. Śpiewał przy festynach szkolnych: Heil Dir im Siegeskranz“ a czuł po polsku. W ostatnich latach zapraszał do siebie na wakacje pewnego profesora gimnazjum z Wadowic, polonistę, który stał się cennym łącznikiem między tym wyjątkowym Górnoślązakiem a kulturą polską. Gdy Prusacy poczęli brutalnym gwałtem przygotowywać plebiscyt, i ścigać myśl polską, Augustyn ukrył swą bibljotekę w skrzyniach na śpichlerzu a pod ręką, przy łóżku, miał tylko dwie czy trzy książki polskie, w których odnajdywał „swych myśli przędzę i swych uczuć kwiaty“.
— Czytałeś ty kiedy wiersze ks. Skowrońskiego z Ligoty? — zagadnął teraz Wiktora, który wyznać musiał, że prawie wcale nie znał literatury górnośląskiej.
— To był taki samotnik, jak ja — mówił Augustyn. — Nie miał dookoła nikogo, coby go zrozumiał, i żył jakby na puszczy...
— Przeczytaj mi, co najwięcej z tego lubisz!
Augustyn przyniósł z sypialni książkę, rozłożył ją i czytał:

„Co naród cierpiał, ja odczuwałem,
Jam dzielił jego rozpacz i ból.
Jak oderwany liść wód nawałem,
Tak żalem miotan był umysł mój.
Lecz by się zwierzyć, uskarżyć komu,
W współczuciu brata ukoić krew,
Ni jednej duszy nie miałem czułej
Prócz szumu smętnych cmentarnych drzew...
Z boleścią w sercu, ze łzą w źrenicy,
W myślach mych smutnych błądziłem sam,
Grobom zwierzając mą tajemnicę,
Że z duszą Polski mój duch jest zlan...”