Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.




Wkrótce zawołano ich na wieczerzę. Ojciec Augustyna nie ukazał się i podawano mu jedzenie w jego obszernym, balkonowym pokoju na piętrze, gdzie zwykle psy jego wylegiwały się na starych dywanach. Zasiedli z nimi do stołu tylko pomocnik gospodarczy Widery i praktykant, z którymi łączył Augustyna stosunek poprawny, nawet pewną życzliwością zabarwiony, lecz w gruncie rzeczy chłodny, co, być może, trzeba było przypisać instynktownej nieufności młodego, samotnego pesymisty.
Ale oficer polski, uderzywszy śmiało i szczęśliwie w najczulszą strunę jego lutni duchowej, rozbroił Augustyna odrazu i skaptował dla siebie tak, iż nie miał przed nim tajemnic. Wiktor zaś odczuwał podświadomie, że napotkał duszę, oddziałującą nań tak, tak swego czasu porucznik Kaufmann, i z natury uczuciowy, oplótł go żywą przyjaźnią. Więc, gdy dwaj młodzi rolnicy pozostawili ich samych przy piwie, w saloniku, nieupiększonym portretem Wilhelma drugiego, zagadnął Augustyna:
— Dlaczego ty się nie żenisz?
Widera wzdrygnął ramieniem.

— To bardzo łatwa i bardzo trudna sprawa. Kto szuka tylko kobiety, która odpowiadałaby mu fizycznie, znajdzie bez zachodów. Albo raczej ona sama się znajdzie jak zły szeląg... Mnie trzeba czego innego. Nie chcę być ciągle sam... Pragnąłbym przedewszystkiem Polki prawdziwej Polki tak, jak

  1. Przypis własny Wikiźródeł Brak wydrukowanego numeru rozdziału