Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

zdarzenie nie nabrało w burzliwych tych czasach takiego rozgłosu, jak byłoby to w normalnych stosunkach. Utonęło wkrótce w bałwanach fermentującego życia górnośląskiego.
W kilka tygodni potem panna Emma myślała o tem inaczej. Bawiło ją i wbijało w dumę, że tak kapitalnie wymigała się z niemiłej i draźliwej sytuacji. A Wiktorowi nie miała nic za złe. Zaimponował jej ogromnie i ukazywał się jej teraz jakby w szatach średniowiecznego rycerza. Chociaż nie był on dla niej partją, jakiej szukała w życiu, nosiła się z myślą poślubienia go. Posiadał czar nieuchwytny a fascynujący.
Gdy zlustrowała galerję swych narzeczonych, swych pół i prawie narzeczonych, Wiktor błyszczał wśród nich niby brylant, olśniewający ją swoistym ogniem. Dla niego można było zrobić szaleństwo, można było nawet popełnić... małżeństwo.
Mimo to list zrywający z narzeczonym jej, kapitanem, odłożyła panna Emma na później. Bo Wiktor miał wielką wadę: nie był jeszcze dyrektorem tartaku, nie posiadał willi ni samochodu. Zresztą jeszcze jedno miała mu do zarzucenia, a mianowicie, że był nieobecnym, że nie wracał na Śląsk, chociaż mógł był odważyć się na to wobec odprężenia, jakie nastąpiło pod koniec roku w stosunkach górnośląskich, i pokojowego nastroju, w którym wszystko, co było wczoraj, zdawało się iść w zapomnienie.
W pierwszych dniach października poczęły powracać na Górny Śląsk tysiączne zastępy uchodźców. Udało się bowiem Korfantemu, drowi Wróblewskiemu i posłowi Diamandowi wykołatać w Berlinie powszechną amnestję dla powstańców.
Opustoszały obozy i otworzyły się więzienia dla ofiar ślepej, terrorystycznej polityki pruskiej. Rozjaśniło się na widnokręgu śląskim.
Ale Wiktor Kuna nie spieszył z powrotem. Nie był pewnym, czy w Mysłowicach nie pochwycą go za kołnierz władze śledcze. Ojca jego zapytywano,