Wszyscy odetchnęli, gdy pan sędzia wyjechał nazajutrz i powrócił z tajemniczej wycieczki dopiero dnia następnego po to jedynie, by ich pożegnać. Z siostrą i panią Agatą rozstał się bardzo chłodno. Że nie przybył do nich na wywczasy, można było się domyślić. Nie przypuszczano wszakże, że nie odjeżdżał wprost do Wrocławia.
Dowiedział się o tem Wiktor w Katowickim Komisarjacie Plebiscytowym, gdzie wywiadowca zaraportował, że p. sędzia Kuhna wprowadził się do hotelu „Savoy“, konferował z komisarzem kryminalnym Weitzlem i d-rem Spieckertem, którego przysłano na G. Śląsk rzekomo dla zwalczania prądów bolszewickich, a w rzeczy samej dla zorganizowania sieci szpiegowskiej. Pewien, że miły braciszek nie zapomni o nim, Wiktor przyjmował za fakt, że kroki jego śledzą argusowe oczy.
Nie omylił się. Roześmiał się jednak z tego lekceważąco, gdy Lis zwierzył mu się, że jemu to poruczono inwigilację gorliwego agitatora Mysłowickiego a umiłowanego przyjaciela.
— Co im o mnie naonaczysz? — zagadnął go Wiktor wesołym tonem.
— To, co oni chcom.
— A więc powiedz, że mam frelke, do której często jeżdżę, i o nią pokłóciłem się z bratem! —