Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

myślności. A przyjdź z pomocą Fronckowi w poszukiwaniu słoniny, masła i dobrych, o ile możności domowych wędlin.“
Mnogiemi całusami kończyła Fräulein Matylda swe „dwa słowa“ do przyrodniego brata.
Przestrogi jej i zaklęcia nie wywarły nań wrażenia. Wiedział zresztą, że przyjazd koalicji na Górny Ślask zniewolił Grenzschutz do zaprzestania gwałtów w biały dzień i podziałał uspakajająco.
Natomiast to, co pisała siostra o pannie Emmie wznieciło w zapalnym, młodym oficerze falę wspomnień z tych czasów, gdy ranny dwukrotnie ale lekko przebywał w lazarecie dortmundzkim. Wzorem panien wysoko urodzonych córka majętnego dzierżawcy z pod Tarnowskich Gór zajmowała się pielęgnowaniem rannych „bohaterów“, co naonczas było niemal jedyną przyjemnością. W istocie pielęgnowała młodego i przystojnego ziomka z Mysłowic z czułością, przekraczająca poświęcenie przeciętnej samarytanki. I tak dzięki jej, okres wojny, jaki Wiktor, wtenczas jeszcze, Kuhna, spędził w tym lazarecie, nie należał wcale do przykrości, składanych na ołtarzu Vaterlandu.
Poczytując Emmę za niewierną, panna Matylda wyrządzała jej w pojęciu Wiktora krzywdę, gdyż ładna ta brunetka musiała żywić dla niego snać głębsze uczucia, jeśli długie trzy lata nie wymazały go z pamięci panny, która zaprawdę nie mogła skarżyć się na brak powodzenia u mężczyzn.
Wychowana w Berlinie, panna Schlichting, wyróżniała się z pośród kobiet prowincjonalnego pokroju wielkomiejskiem wzięciem i zacięciem, oraz wszystkiem tem, co daje atmosfera stolicy. Jakoż na Górnym Śląsku wydawała się niemal egzotycznem zjawiskiem. Zawsze plątali się wkoło niej mężczyźni i żyła w chronicznym stanie narzeczeństwa, które wszakże nie pociągnęło za sobą małżeństwa