Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

— A dyć jesce urodzajom nad tym plebiscytem aż im pono w głowie trzescy! — ozwała się poufale. — Lepiej siednom se do stołu i wypijom harbate, jako ze mój pon porucznik nauczon tego w Polsce. Nima co se głowić, tropić i sromać. Pośli Grenzszmuce, pójdom tyż Zycherka i inne gizdy a wszystko bydzie jako ponjezus w niebiesiech ustanowił. Nikt tego nie łodmieni.
— A co Słowikowa myślom, jak to będzie z tym plebiscytem? — spytał ją Wiktor, który lubił babę i nieraz toczył z nią jowialne dyskursy.
Na to baba pokiwała głową, rada że porucznik pragnie posłuchać jej światłego zdania.
— Jo wiela godać nie lubie — poczęła od kłamstwa. — Ani se przed ponami uczonemi popisywać. Ale jedna godka pedzieć musza paniuchnie i mojemu ponu; tako godka co warto półkwaterka łostrego i więcy... Już cztery roki minęły... Jescem mieszkała z moim chłopem, co zmarł latosiego roku podle Opola. Bo on był Pompoń i mnie wzion z pod Tarnowskich Gór od siodłoka. W jedna niedziela, latowa pora, słoneczko pieknie przyświecało i dogrzewało. Byłach wtedy w Opolu i był ze mną mój dzieć, Karlik, co tera na ziemi tam siedzi. Miałach z nim iść do dom aż tu chmury corne se ukazały, storm gibko, w mig nadszed i anich se nie obejrzali jak... uderzyło.
— Uderzyło w łorła pruskiego, co sterczy na wieży zameczku Piastowskiego nad Odrom, i odchlasnęło połowa tego łorła. Ludzie padali, że downy łorzeł bez cołkie wieki był na wieży i nic mu se nie stało a ten, nowiuteńki, chlast i bez pół poszed furt... Chnet ech se wymiarkowała (i ludkowie dali mi recht), że aby pół Górny Śląsk łostanie se przy dawnych panach szwabskich a pół tej ziemi Piastów pońdzie od nich weg — do Polski. I dyć tak bydzie, padom frelicce i mojemu panu porucznikowi.