Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

coś z jego duszy, obniżyć ją, znikczemnić. Dlatego, skoro ziemia ta wróci do Macierzy, powinna nastąpić odruchowa, gremialna regeneracja nazwisk, która byłaby pierwszym krokiem do oczyszczenia z naleciałości germańskich, do odrodzenia polskości śląskiej a zarazem radosnem jej znamieniem.
Wiktor podzielał to zapatrywanie najzupełniej, zwłaszcza, że sam instynktem polskim wiedziony, wykreślił był ze swego nazwiska „h“ a wraz z niem wyrwał gwóźdź, jakim był przybity do niemczyzny. Nie bagatelizował tej sprawy, gdyż zgodnie z Widerą przyszedł do przekonania, że zadaniem czynników czołowych a istotnie kulturalnych będzie zdzierać wszelki pokost germański z ziomków.
Górny Śląsk gotował się do pierwszego, wielkiego święta polskiego, jakiego Staropolanie nie święcili jeszcze nigdy. Aby nic nie uronić z tej uroczystości, dwaj towarzysze broni pojechali nazajutrz znowu do Bytomia i postanowili tam przenocować.
Myśl o Widerze niepokoiła Wiktora. Zanosiło się na to, że miasto uczestniczyć w zapowiadającem się świetnie święcie narodowem, patrjota ten ślęczeć będzie w pruskiej kaźni. A nad głową jego zawisły gromowładne chmury. Rozważywszy wszystko, porucznik robił sobie wyrzuty, że nie towarzyszył siostrze. Nie był bowiem wcale pewnym, czy zgraja płatnych oprawców, idąca śladami Grentzschutzu, pozwoli sobie wydrzeć ze szponów Polaka, przeciwko któremu widocznie zwróciło się ostrze nienawiści czynników niemieckich w okolicy Gliwic.
Czyż ten żywioł bandycki lękał się generała Le Rond‘a? Czyż nie poczytywał on za swą powinność krzyżować rozporządzenia Komisji Międzysojuszniczej, obracać w niwecz jej plany i poprostu podstawiać jej nogę, dokuczać władzom G. Śląska? A na bezecne sprawki tej wilczej hałastry patrzeli przez palce komisarze angielscy, w myśl polityki narodu