Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

nia mnie stąd, lecz nie przypuszczałem, że panią ujrzę w tych murach, gdzie mieszkają cierpienie i smutek.
„O wdzięczności jego nie mogę myśleć bez rozczulenia.
„Przy pożegnaniu Augustyn ozwał się:
— Podobno pani uczy się po polsku?
— Tak! — odparłam. — Idę śladami Wiktora.
„Mam w Bogu nadzieję, że jutro będzie on mógł stanąć w szeregu procesji Ślązaków, którzy odbierać będą bierzmowanie polskości.
„Liebster Viktor, ja pójdę także w tej procesji...“
Nad tym listem porucznik zastanowił się głęboko. Po długiem milczeniu wyszedł z restauracji do Komisarjatu a, wróciwszy, ozwał się do Froncka.
— Czy panna Matylda zamierza jutro rano sama zabrać pana Widerę z więzienia?
— Ja! Tak pedziała.
— Wrócisz teraz do Gliwic z dwoma młodymi ludźmi, którzy jutro rano pojadą z tobą o świcie przed więzienie. Zabierzecie pana Widerę. (Napiszę do panny Matyldy kilka słów, aby bezwarunkowo nie wychodziła od dra Styczyńskiego i nie towarzyszyła wam). Skoro pan Widera wsiądzie do samochodu. ruszycie w stronę Wilczej, jakby odwożąc go do domu. Lecz zaraz za miastem zboczycie w stronę Ligoty, rozumiesz? Tam, na głównym trakcie spotkacie samochód a w nim zobaczycie mnie i kilku ludzi. Pojedziemy razem do Bytomia.
Froncek, słuchając, przypominał konia strzygącego uszami.
— Uch! — westchnął. — Żeby im tak namajtać klej oni na pana Widerę nastajom, te gizdy: Ale, jak bydzie strzylanie, to z cego, panie porucniku?
— Dostaniesz karabin i rewolwer.
Słodki uśmiech wytrysł na czerstwej gębie smyka.
— A teroz nic nie dostane?