co posłyszeli od młodej pary, nie było dla nich żadną niespodzianką. Przyjęli to z serdecznem zadowoleniem.
Gdy rozmawiali w ukośnych promieniach zachodzącego słońca, z suteryn willi ozwały się chrapliwe, nieśmiałe a krzykliwe dźwięki trąby. Froncek robił heroiczne wysiłki, by wydobyć ze swego instrumentu zoś na nutę trojaka.. co brzmiało nad wyraz nieudolnie a komicznie.
— Ah, niech go gęś kopnie, tego hultaja — zawołał pan Wilhelm. — Wczoraj ten muzykant z pod pijackiej gwiazdy nie dał mi spać po południu. Jeśli mu dotąd nie powybijałem zębów, to doprawdy rzecz niepojęta. Wygrywa teraz fanfarę na waszą cześć!...
Sierdził się pan Wilhelm na muzykanta, lecz jednocześnie nie mógł nie śmiać się z tej pauzami przeplatanej, mniej lub więcej fałszywej a bezczelnie nachalnej jego muzyki.
— Matyldo, powiedz temu ożerakowi, że jeśli nie wyrzuci do djabła tego instrumentu, to wyrzucę go na złamany łeb. I tak trzeba z nim cierpliwości. Tyle, że pilnuje tulipanów.
Skończył się Fronckowy koncert i dyrektor poszedł do swych tulipanów wraz z żoną. A młoda para zapuściła się na wzgórze, królujące nad łąkami Przemszy, snując plany na przyszłość. Wkrótce rozmowa przeszła na Wiktora, o którego sprawy sercowe siostra troskała się niemało. Ona jedna rozumiała, że lekkomyślny junak ugrzązł w miłostce, z której rozkwitła miłość ciernista, przynosząca mu rozterkę duchową. Jakąś jasnowidzącą cząstkę duszy oceniał pannę Emmę należycie i nie wierzył jej. Rozumiał, iż z tą rdzennie obcą kobietą nie zaznałby szczęścia, że związek ich z góry skazany byłby na bankructwo, lecz dominował nad nim zew krwi i nie mógł wyzwolić się z czarownych pętów lwicy salonowej.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.