— Muszę! Będzie tam kontroler angielski, major Ottley i zdaje się także pułkownik Cockerell. Księżna jest niejako zobowiązana przyjmować i gościć wspaniale tych Anglików. Od nich teraz zależy tak wiele. A mówi sama po angielsku słabo, gorzej aniżeli Ottley po niemiecku. On nie chce gadać po niemiecku, więc ja muszę za nią paplać po angielsku. Bezemnie przeklęłaby ten wieczór i W. Brytanję! — zaśmiała się.
Wiktor kroczył obok niej w ogród z odwróconą twarzą. Zdawało się, że bzy kwitnące ściągają jego uwagę. Wreszcie zauważył półtonem.
— No, my wszyscy czasu wojny nauczyliśmy się przeklinać W. Brytanję... Pamiętasz, jak to w lazarecie na dzień dobry powtarzałaś zawsze: „Gott strafe England“?... Zmieniły się czasy. Dzisiaj poczytujesz sobie za powinność, za miłą powinność uprzyjemniać życie synom tej niepokaranej przez Boga Anglji! — wycedził z przekąsem.
— Ależ, liebster Victor! — zawołała dotknięta tą uwagą panna. — Rozumiesz przecież, że ci Anglicy to potentaci! Zresztą zmieniło się także stanowisko Anglji względem Berlina.
— A więc z patrjotycznego obowiązku... zawracasz głowy lat temu niewiele przeklinanym Anglikom?
— Ach, jesteś nieznośny! Może pan porucznik zazdrosny?
— Nie, ale wyznam ci... Sądzę, że dzisiaj powinnaś była wytłumaczyć się przed księżną i poświęcić ten wieczór mnie.
— Tak z pewnością byłabym postąpiła z całą przyjemnością, gdyby to nie księżna!... Nie umiałam odmówić takiej przyjaciółce... Sądziłam, że jesteś rozsądniejszy.
— Nie. Rozsądkiem nie odznaczam się wcale!... — wyrzekł cierpko Wiktor zamroczony.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.