Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

— Będę musiała cię za to przebłagać! — wycedziła Emma, jakby do siebie, przekonana, że z największą łatwością potrafi, kiedy zechce, nietylko przeprosić go, lecz obwinąć sobie koło palca tak słabe stworzenie, jak mężczyzna. Tymczasem niechaj się trochę buntuje przeciwko zwierzchnictwu kobiety.
On zaś mówił sobie, że stosunek jej z księżną, do którego taką nadmierną przywiązywała wartość, nie ucierpiałby przez to wcale, że świat nie przewróciłby się do góry nogami, gdyby tego wieczora nie pomagała księżnie w zabawianiu Anglika. Nie mogła wyrzec się flirtu, tego jednorazowego flirtu z tym cudzoziemcem. A zatem nie kochała „najdroższego, jedynego“ swego Wiktora.
Powracali do dworu wzdłuż rozłożystych krzewów pięknego bzu. Emma zerwała kiść pachnący i położyła mu na twarz z uśmiechem.
— Masz to! Pocałuj!
I to jednak nie skutkowało. Kawaler wziął na kieł; nie wyszedł z karbów urazy.
Gdy wstępowali po schodach do przedsionka, panna spytała:
— Mówiłeś z ojcem o willi, jaka ci się należy?
— Nie mówiłem.
We dworze zastali jednego z oczekiwanych gości pana Schlichtlinga i zasiedli do kawy. Panna Emma znikła wkrótce. Poszła przebrać się. Ukazała się na chwilę w aureoli swej bogatej, wieczorowej sukni, woniejąca jak kwiat. Uścisnęła dłoń Wiktora gorąco, pocałowała go płomiennem spojrzeniem i odjechała.
Wiktor pozostał jeszcze więcej rozgoryczony tą jej tualetą. Przyzwoitość zdała się wymagać, by jeszcze pewien czas zatrzymał się w salonie. Więc, zadając sobie przymus, toczył rozmowę z Niemcami, jakby do nich należał, kurcząc się przytem w