Niebawem nastręczyła się sposobność do wywarcia pomsty na te mury, na jakich, jako na opoce polskości śląskiej, ciążyła nienawiść teutońska. Od pewnego czasu krążyły uporczywe pogłoski o agresywnych planach na Hotel Lomnitz a nadciągający huragan zdały się zapowiadać czaty przybłędnych młokosów, którzy szwendali się po ulicy Gliwickiej z grubemi laskami i buńczucznemi minami.
W południe dnia 28 maja Wydział Wywiadowczy otrzymał wiadomość, że o godzinie siódmej z wieczora należy oczekiwać ataku Orgeszowców i zielonej policji. Miało to wyłonić się ze zatargu przy kiosku z gazetami u wejścia do Hotelu.
Wiktor Kuna posłyszał o tem w kawiarni od porucznika Zgrzebnioka i udał się z nim na zagrożoną placówkę. Zastali tam, oprócz pracującego w swem biurze Korfantego, kapitana Kwasigrocha, restauratora Pełkę, dra Wilimowskiego, red. Tyca, Dropalę, Kornkego i kilku innych, tudzież dziesiątkę gwardzistów hotelowych. Bienia i Glyt rozdali im gumowe batogi. Nie spodziewano się, by szczupłe zapasy granatów ręcznych, karabinów i rewolwerów, złożone w piwnicy, miały być potrzebne. Nawet ta, wyczuwająca doskonale nastroje niemieckie, załoga nie doceniała bezmiaru determinacji i szału prawrogiego żywiołu.
Zamknąwszy podwoje frontowe sztabami, uzbrojeni w rewolwery wojskowe pracownicy Komisarjatu oczekiwali z całym spokojem godziny siódmej.
Na wąskiej a zgiełkliwej ulicy przelewały się tłumy, na nutę świąteczną nastrojone. Miasto pragnęło się zabawić, wszelaka gawiedź płynęła na boisko, gdzie wygrywały katarynki, skrzypiały karusele i liczne stragany jarmarczne nęciły niewybredną ludność. Nic nie zakłóciło pogody tego majowego wieczora.
Wybiła siódma, wpół do ósmej, ósma.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.