Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.




XIX.

Gdyby Augustyn był wśród załogi Lomnitzu, zapewne kulka nie byłaby oszczędziła tego pechowca — myślał sobie Wiktor, wracając nazajutrz do Mysłowic, gdzie już z ust do ust krążyły elektryzujące wieści o szalonym ataku na placówkę polską.
Lotem ptaka poleciały te wieści na G. Śląsk i podniosła się groźna fala oburzenia. Mnóstwo ludzi zjeżdżało się do Bytomia, by na własne oczy ujrzeć poczynione spustoszenia, czyli ślady polityki plebiscytowej Berlina.
A nie było widać końca barbarzyńskich praktyk. Przeciwnie, rozbijanie już nietylko wieców, ale siedzib komisarjatów polskich należało teraz do głównych zadań band Orgeszowców.
Wobec wzmagającego się fermentu, jakiego generał Le Rond, krępowany przez swych współtrjumwirów, angielskiego i włoskiego, nie mógł opanować, a mianowicie wobec mordu, popełnionego w Gliwicach na osobie zacnego lekarza, dra Styczyńskiego, panna Matylda nie chciała puścić do domu narzeczonego. A wołały go tam żniwa, będące za pasem, oraz troska o osamotnionego ojca.
Rozumiejąc to, panna Matylda ostatecznie dała mu swe placet na wycieczkę do Wilczej pod osłoną nocy i pojechała z nim sama. Spędzili tam dzień, poza obejście podwórza nie wyglądając, a następnej nocy powrócili do Mysłowic. Patrjota polski musiał do własnego domu zakradać się niby rabuś. Był bezdomny i z tego powodu nie odbył się jeszcze ślub dobranej pary.