Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

Patrząc na nią, Wiktor z tem większą goryczą odnosił się do panny Emmy. Starał się wydrzeć jej obraz z pamięci i z serca, nie myśleć o niej i gdy matka i ojciec zainterpelowali go w tej materji, mruknął zbywająco:
— Przestała dla mnie istnieć! Nie zamierzam brać sobie tej kobiety, która jest własnością t. zw. towarzystwa. Rozszedł bym się z nią w pół roku.
Pan dyrektor kwaśną przybrał minę, gdyż Emma posiadała w jego oczach trzy wielkie zalety: była bogata, ustosunkowana i elegancka. Nie brał jednak uwagi Wiktora za ostatnie słowo, poczytywał to za oddźwięk przejściowych niesnasków między zakochanymi.
Istotnie Wiktor cierpiał, a więc kochał ją jeszcze. A uzdrowienia szukał w działalności, pochłaniającej gorliwszych członków Polskiej Organizacji Wojskowej. Jeździł od gminy do gminy, tworzył bojowe pogotowia, organizował żywioły wojackie i formował „lotne“ bojówki, przy doborze ludzi kierując się często wskazówkami Lisa.
Porozumiewał się on z nim li tylko za pośrednictwem Froncka, bo rzekomy „ajent pruski“ nie mógł pokazywać się u niego w Mysłowicach. Wszelako, w końcu czerwca, stosując wszelkie środki ostrożności, spotkali się w Sosnowcu, w mieszkaniu pewnego powstańca. Lis miał do powiedzenia przyjacielowi ważne rzeczy.
— Musą, padom im, okrutnie na sie bocyć! — począł z naciskiem i zagadnął: — Nie miarkowali, że jeden Szwob furt za nimi łazi?
Przypomniała się Wiktorowi twarz, jasnym włosem obrosła. jaka niejednokrotnie nasuwała się mu przed oczy w tramwaju i na ulicy. Był to szpieg Reinke.
— Ten Reinke mo nakaz aufpassen na niego.
— Czy te szwaby chcą mnie zgładzić ze świata?
— Chcom ich kaj przycapnać i pono namajtać im strasznie, abo i zabić.