tej chwili, nie chadzał zdrowo po tym śląskim padole — mówił najlepszą niemczyzną.
— Niech pan siada! — poprosił go Kuna i wyciągnął ku niemu papierośnicę, pytając: — Więc cóż oni przygotowują na jutro?
— Nic pomysłowego. Bo czy takie bydle potrafi wykombinować coś oryginalnego? Ot, przed Murckami jest las a w nim, niedaleko od drogi, leśniczówka. Tam, pijąc jakąś podłą siwuchę, będzie ta czeladka oczekiwać na pana, między jedenastą a dwunastą. Zapewne położą w poprzek drogi długi pień drzewa, aby powstrzymać rowerzystę czyli łaskawie wskazać panu miejsce zasadzki. No, nabędą oni jutro doświadczenia, z którego wszakże nie będą mogli już korzystać... Czy będzie między nimi sam Reinke, nie wiadomo. Zdaje się, że nie, bo — to była myśl istotnie genjalna — prosili Lisa, by im towarzyszył. Tem przypieczętowali swe losy... Lis kontent, bo nudzi się. Rzeczywiście marnuje on swe talenty fizyczne, siedząc przy szynkfasie.
— Czy pan zamierza osobiście brać w tem udział?
— Oczywiście! Zabawa będzie przednia. Przyślę panu do Murcek jednego lub dwóch mych ludzi z instrukcjami, aby towarzyszyli mu w drodze do leśniczówki. Bo pana samego nie można puścić ani na krok. Wprawdzie sprawa jest jasna i sądzę, że przed pańskim przyjazdem oczyścimy teren, jednakże będą w tej bandzie żywioły sprawne i niebezpieczne, które mogłyby wpaść na myśl oryginalną i zaskoczyć pana samego, nie wiadomo jak. Trzeba mieć się na baczności. Jak mówiłem, będą w tej bojówce gracze nielada. N. p. morderca, którego wypuszczono z kaźni w tym celu, by mordował patrjotów polskich. Bestja to niepospolita! — mówił z zachwytem Nawoj i ciągnął: — Dalej będzie Gustlik, który wykpił się z frontu, udając warjata, a potem raptem wyzdrowiał po zawieszeniu broni.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.