Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

— Budzi się coś we mnie, pokutują echa dawno przebrzmiałych wieków...
Przymknął powieki i spoczywał w fotelu bez ruchu.
— Pytał mnie się pan, dlaczego pomagam Polakom, dlaczego byłem z nimi w powstaniu. Otóż poprostu dlatego, że jestem Polak.
— A czemu dzisiaj mówi pan ze mną po niemiecku?
— Bo nie mówię po polsku poprawnie. A kto, jak kto, ale... szlachcic polski winien władać dobrą polszczyzną... Pan spogląda na mnie z niedowierzaniem i zdumieniem? Tak jest; jestem Nawoj... Ja i hrabia Oppersdorf z Głogówka, jesteśmy jedyną, śląską szlachtą polską na tej ziemi. Oppersdorfowie otrzymali indygenat szlachectwa od Jana Kazimierza czy Sobieskiego, Nawojowie zasie daleko wcześniej! Za czasów ostatnich królów Piastowskich posiadali wielki klucz w okolicy Biskupic i Piekar... Płynie we mnie krew książąt na Opolu i na Cieszynie... O tych dawnych Nawojach mogłyby opowiedzieć coś jeszcze niektóre kroniki kościelne. Dziwne to dzieje, w których rozkruszyło się wszystko... Jedni przybrali potem nazwisko von Neffe i pod tą nową a pustą firmą zeszli na psy, inni przynajmniej mieli to zadowolenie, że z dni fortuny i chwały pozostało im nazwisko... Jestem bodaj ostatnim ptakiem z tego wyrzuconego dawno na śmietnik gniazda, całkiem zbędnym na świecie niedobitkiem. Jestem, jak słusznie pan zauważył, żywym anachronizmem, błąkającym się jakby mara po tej ziemi śląskiej, do której przywiązują mnie dziwnie potężne nici... Wyjeżdżałem stąd tyle razy a wracam... Dlaczego? Nie mam nawet psiej budy. Ale wracam. Do Biskupic, do grobów, do tej ziemi... Nie wiem do czego...
Milczenie starodawnych krypt kościelnych zawisło nad ich głowami. Wiktor przejęty tą spowiedzią cichą, jak dreszczem z zaświatów, zdał się ło-