Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

sku swe rzekome uczucia braterskie. Nie wykpisz się, nie wymigasz z tego położenia, w jakie sam mnie wprowadzić pragnąłeś... Za to winienem powiesić cię na suchej gałęzi... — wycedził wreszcie z pogardą Wiktor.
Na twarzy sędziego odmalowało się przerażenie, które wszakże ustąpiło przed wyrazem gryzącej nienawiści.
Obserwując go bacznie, Wiktor zawołał imperatywnie:
— Oddaj swoją broń!
Powoli, niechętnie sędzia odpiął pałasz i podał mu olster z rewolwerem.
Przez chwilę wisiała nad nim chmura milczenia.
— Sępy plebiscytowe!... — wyszeptał Wiktor i ciągnął: — I ty na pasku swego karjerowiczostwa wlazłeś w to stado drapieżników... Czasu wojny patrjotyzm twój pozwalał ci trzymać się na tyłach w roli Kriegsgerichtsrata i innej. Gdy tam ludzie padali, ty robiłeś we Wrocławiu świetne interesy i dopaskowałeś się ładnej kamienicy. Natomiast teraz rozpiera cię twój partjotyzm i przyszedłeś demonstrować go tanio na ojczystej ziemi, grasować tutaj, podstawiać nogę ziomkom podstępnie, szpiegować, mordować ich za kulisami czyli karać za zbrodnię, jaką jest to, że są tem czem są: Polakami... Zaprawdę Polska nie ma powodu zazdrościć Niemcom takiej, jak ty, osobistości, a ja nie mam powodu ronić łez, że straciłem takiego brata...
— Jedno pytanie... — wtrącił sędzia z pokorą faryzeusza. — Czyż, pracując tak gorliwie i szafując groszem na plebiscyt, nie myślisz o łatwej i szybkiej karjerze? Bądź szczery!
— Nie!... Nie!
— W nowo stworzonem państwie bardzo łatwo będzie zdobyć lukratywną posadę, zrobić karjerę. Z tego to względu wyrastają teraz nagle, niby grzyby po deszczu, ci wasi partjotyczni Polacy!...