Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

4) nie będę ani czynem ani słowem, ani pośrednio, ani bezpośrednio przeszkadzał Górnoślązakom, narodowości polskiej, w ich zabiegach plebiscytowych,
5) i nigdy w niczem nie będę szkodzić ani wchodzić w drogę memu bratu Wiktorowi.“

— To mam podpisać pod przymusem? — spytał sędzia, podnosząc hardo głowę. Spodziewał się on bez porównania gorszych rzeczy ze strony wroga, co trzymał go w garści niby pisklę.
— Nie pod przymusem.
— Nie? A jeśli tego nie podpiszę?...
— To możesz spokojnie odjechać.
— Jakto?!... Bez najmniejszego szwanku?
— Tak jest!
Walter sondował jego twarz wzrokiem z niedowierzaniem, sądząc, że brat z niego żartuje.
— Nie potrzebujesz obawiać się podstępu. Włos nie spadnie ci z głowy — upewniał go Wiktor.
Lecz on nie wierzył.
— A więc... Nie możesz oczekiwać mego podpisu na tym skrypcie.
— Oczekuję, że wstąpisz w siebie, ujrzysz nikczemną swoją robotę na tym gruncie we właściwem świetle i, niezdolny stosować godziwą, z etyką zgodną metodą wybrniesz z tej kałuży, wycofasz się całkiem z tego wszystkiego.
Sędzia zastanowił się.
— Ja to podpiszę — wyrzekł wreszcie stanowczo pod wpływem podejrzenia, że Wiktor, którego mierzył własnym łokciem, wepchnie go w razie sprzeciwu w wilczy dół. Czy nie poleci on eskorcie by zamordowała go w drodze powrotnej?
— Gdybyś miał przysięgę tę złamać, poszukam sobie okazji i zastrzelę cię jak wściekłego psa! — przestrzegł go Wiktor surowo.
Walter wyjął z pugilaresu pióro samopiszące i położył swój podpis na skrypcie. Zaczem, zawsze