— U Miemca marmelada a w Polsce szperka i mięso.
Zerwały się śmiechy, a stary chłop zwrócił się jeszcze do pognębionego agitatora:
— Oni na te Polske szkalujom a do Polski, nie do Miemców przyszli po szperke.
To dobiło w pojęciu słuchaczów rzecznika Germanji i wywiązała się ogólna gawęda o kwestji na dobie: żywności.
Z całej tej rozprawy nie uronił nic spoczywający na murawie oficer. A przyjaciel Prusaków zaintrygował go niemało. Zbliżył się przeto do tej grupy uchodźców.
Tymczasem Krzyżowski z Tychów zagadnął piekarza, który zapalił ogromne cygaro i nadrabiał miną.
— Czy oni byli w powstaniu?
Na proste to pytanie odpowiedział on zawiłą historią.
Był w powstaniu. Oczywiście. Można było nawet przypuszczać, że był w kilku miejscach jednocześnie. Czy bił się? Nie było można tego wymiarkować, ale dość, że chciał się bić. I to jak? Byłby nawet o mały włos dokonał wielkich, nieśmiertelnych czynów, gdyby nie ta niewdzięczna Polska. Bo praktyczny ten „patrjota“ oczekiwał i żądał nagrody za swe poświęcenie z góry. Żądał tego tem bezczelniej, że przecież nagrodę tę wygadał sobie już w swem przekonaniu. A że nikt nie chciał mu jej wypłacić, więc głosił, że za Polskę bić się nie warto. Bo, według jego zdania, Górnoślązacy bili się nie za siebie, lecz za Polskę, która winna była wszystkiemu złemu, nawet temu, że w Bytkowie nie przyznano jego żonie mąki z zapasów amerykańskich. I temu, że niecni ludzie rzucili nań potwarz, okrzyczeli go zdrajcą.
Porucznik Kuna rozpoznał w nim jednego z tych, co pragnęli łowić ryby w mętnej wodzie.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.