Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

jednak na polach Marny, więc nie można było spodziewać się, aby rejterowało sromotnie przed temi bandami. Tłumy nieprzebrane oczekiwały powrotu swej delegacji od Blancharda. Wreszcie wyszedł radny Kobe, przybrał minę Napoleona z Pipidówki i ryknął: Waffen her! Es geht zum Sturm! Powstał ogłuszający ryk i ja obok Orgeszowców czy innych bandytów, wrzeszczałem bohatersko: Siegreich wollen wir Frankreich schlagen! Słowem, nie bagatela, nie burza w szklance wody! — śmiał się student — Katowice wypowiadają wojnę Francji!
— I co dalej?
— Okazało się, ile te łajdaki mają pochowanej amunicji i broni. Rozpoczęła się na rynku zbiórka wszelkich Orgeszowców, którym rozdawała broń modra policja pod komendą oficerów, podobno z Reichswehry. Gdyby tak Francuzi byli wtedy postali im jedną rzetelną salwę, byliby odrazu wygrali wojnę z Katowicami. Ale ten Blanchard czy kto inny (nie wiem kto tam rej wodzi) to z przeproszeniem kiep.
— Kto do tego doprowadził, — wtrącił jeden ze słuchaczów — jeśli nie Komisja Międzysojusznicza, zjadająca w Opolu dobre obiadki? Jej ustępliwość, jej słabość! Przez tyle miesięcy spokojnie patrzyli na to, jak Niemcy sprowadzali tu wojsko tysiącami. Teraz niech John Bull z Opola przyjdzie bić się tu z Niemcami. Albo ci kataryniarze z makaronu ulepieni. Niech djabli biorą całą tę komisję! Niby to pilnują ładu i porządku, ale co ich to wszystko obchodzi? Niedawno jeszcze, tak jak Lloyd George, nie wiedzieli wcale o istnieniu Śląska, a dziś tyle wiedzą, że można przy tym plebiscycie upiec własną pieczeń. Te pierony zagraniczne!
— Prawda! — podniósł się inny głos. — Jeśli my opierać się będziemy na przekonaniu, że Komisja w Opolu opiekuje się Polakami, to ładnie na tem wyjdziemy. Czy pomyśleli o tem Francuzi, aby