Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

wysłać oddział wojska dla zabezpieczenia Komisarjatu?
Zawrzało oburzenie. A że końca dyskusji nie było widać, Wiktor Kuna i Widera wyszli z kancelarji.
— Jedź zaraz z powrotem do Mysłowic, bo z pewnością Matylda niepokoi się już o swego chłopca! — rzekł Wiktor do Augustyna, pożegnał go, a sam wkrótce, prowadząc swój motocykl, wskrobał się na pobliski nasyp kolejowy, z poza którego zawsze jeszcze dochodził huk strzelaniny.
Kipiała tam, jakby czasu wojny, zażarta potyczka. Niemcy pod wodzą oficerów Reichswehry szturmowali do silnej placówki francuskiej przy gmachu pocztowym. Ostrzeliwali Francuzów siarczyście. Lecz nagle walka ustała i Wiktor z bezpiecznej swej pozycji leżącej ujrzał wynurzający się oddział francuski na pustą jezdnię, na której spoczywało kilku rannych.
Osłupiał. Tam do licha, Francuzi opuszczali posterunek, ustępowali przed przewagą. Pozostały jedynie dwie sekcje piechurów tuż przy torze kolejowym, osłonięte jako tako przez zabudowania sygnałowe. I one powinny były pójść za swym oddziałem. Tymczasem Wiktor, w oddaleniu zaledwie dwudziestu kroków od tej partji, widział dokładnie, że kapitan trzymał swych żołnierzy w pogotowiu do akcji na bagnety, z miejsca się nie ruszając.
A na ulicę Pocztową wylało się z domów wojsko niemieckie, maskowane różnemi nazwami. Zajęto opuszczoną placówkę, formowano się w kompanje i zbierano rannych. Wreszcie odłączyła się od nich secina Zycherki z kapitanem na czele i pomaszerowała do toru kolejowego, gdzie nastąpiła wymiana zdań między kapitanem niemieckim a dowódcą osamotnionej partii Francuzów.
Wiktor, ogromnie zaciekawiony, z całem napięciem nerwów patrzał i pytał, co nastąpi. Rozu-