— Jak pan się nazywa? — zaskoczył go.
— A jak pon sie nazywa? — odparł hardo agitator.
— Jako oficer nad obozem czuwający mam prawo spytać, co pan za jeden!
— Jak się nazywam? Niech zapytajom sie w Sosnowcu u pana dowódcy Zgrzebnioka Alfonsa.
— A jeżeli zapytam się także wywiadowcy pana Plebanka?
Na to krew uderzyła do twarzy agitatora. Miał bowiem powód wzdrygać się na wzmiankę o b. urzędniku policji, pełniącym służbę wywiadowczą przy Głównem Dowództwie Powstania.
— Jo sie jego buksów i darmozjadów nie boje! — huknął hardo, napadł na komendę powstania i począł wyliczać swe rzekome ofiary dla Polski.
Nierozczulony tem Kuna wpadł tonem rozkazującym:
— Opowiedzą to p. pułkownikowi Żukowskiemu!
— Doskonale! Pójdą i do pułkownika Żymirskiego i pojadą do samego generała Hallera. Czemu nie? — stawiał się kogucio trybun ludu i pomaszerował z oficerem do dowódcy pułku.
— Ten na pysk nie upadł! — zauważył ktoś z zebrania i zwrócił się do milczącego towarzysza agitatora: — Jak on sie zwie?
— Pronobis Aloisius aus Bytkow — odparł Niemiec.
Wkrótce dwaj żołnierze wyprowadzili Pronobisa poza obręb obozu.