wiarni, gdzie znalazła się w atmosferze nasyconej zapachem prochu.
Bo przed chwilą wyszły rozkazy do powstania w kilku okręgach pod hasłem: „Samoobrona“.
— Już rozdaliśmy tu dużo naszej broni — szeptał Wiktor na ucho pannie Jadwidze, siadłszy obok niej przy stole. — Już jutro rano będzie pani w domu mych rodziców, bo chyba przetrzepiemy szybko Zycherkę.
— Pan pójdzie w bój?
— O świcie.
— Korfanty zgodził się na to?
— Zgodził się. Naprzeciwko pani siedzi dr. Franciszek Matuszczyk, szef biura Komitetu Plebiscytowego. który przybył do nas z Bytomia. Zaraz pokażę pani skrypt, jaki złożył na ręce Zgrzebnioka.
To rzekłszy, Wiktor sięgnął po tekę, leżącą przed głównym komendantem, i za jego pozwoleniem rozwinął przed nią skrypt dra Matuszczyka, tego brzmienia:
„Wobec groźnej sytuacji na G. Śląsku uważam za koniecznie potrzebne i żądam w tym wypadku w imieniu Komisarza Korfantego, że trzeba wydać broń, przeznaczoną dla Polskiej Organizacji Wojskowej natychmiast na Górny Śląsk członkom P. O. W., ponieważ grozi niebezpieczeństwo, że zielona policja razem z niemieckiemi bojówkami wymorduje bezbronną ludność.“
Przejęta tem do głębi panna Orzelska nie rzekła ani słowa. Wreszcie, daleka od panującego tam rozgwaru, sięgnęła do głębin duszy i szept nabożny spadł z jej warg:
— Niech Opatrzność czuwa nad Wami i prowadzi Was do zwycięstwa!...
Porucznik pochylił głowę, niby przy podniesieniu w kościele, pod rozprzęgającem wrażeniem tego westchnienia, co wyrwało się z polskiego serca dziewczyny i spoczęło na jego głowie, jakby blask
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.