Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

wyładowany rzetelnie plecak. Mimo to pełzał na kolanach opodal Kuny, gdy raptem zerwał się, jakby z pod jego głowy zwieszonej, gwałtowny szum i szelest. Chłopak, nieprzytomny ze strachu, stoczył się w zagłębienie ziemi po trawie, niby kukła.
— O! Pierona!! — wyjęczał i zdawało mu się, że już umarł skutkiem niewiadomego wypadku. Więc leżał i nie zamierzał zrywać się do życia.
Tymczasem zbudzona przezeń znienacka kuropatwa odfrunęła hałaśliwie a rozśmieszony porucznik rzucił mu:
— Ty trombo!
Chłopak przyszedł do przytomności. Zawstydzony zmilczał i, lubo objuczony szperką i wędliną, żwawo poczołgał się za porucznikiem.
Jednakże rozstroiło go to nieco, i, gdy przemknęły się przed nimi w oddaleniu jakich trzydziestu kroków dwa cienie, posuwające się tuż nad polskim brzegiem Przemszy, znów się przestraszył. A był to zapewne jakiś chachar, czy to obdach, czy też szmugler.
Skoro dwa te widziadła znikły a ciszy nocnej nie mącił najmniejszy szmer, porucznik począł szybko zbliżać się do rzeki. Wyjął z tylnej kieszeni browning, włożył go w zanadrze i z zupełną pogardą dla swych butów i spodni wlazł powoli i cicho do wody. Froncek za nim. Brodząc nie głębiej jak powyżej kolan, dotarli do śląskiego brzegu, podczołgali się na brzuchach wzwyż, na porosły murawą nasyp i teraz porucznik ujrzał o dwa czy trzy kroki przed sobą siatkę drucianą, przypominającą sieci rybackie, rozwieszone nad morzem.
Przez chwilę obaj patrolowali wzrokiem osypiska hałdy, sterczącej po za wualem drucianym, oraz linję pobrzeża, zaczem porucznik szepnął:
— Dawaj rugsak!
Francek, już nietylko przytomny, ale przeprawą tą niby psotą sowizdrzalską rozbawiony, był o-