Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

próżno czekał powrotu kobiet, zżymał się, gdyż na domiar złego zanosiło się na opóźnienie obiadu, co w samej zasadzie było rzeczą godną surowego potępienia. Począł przeto rozmyślać, czy Agata nie wyłamuje się z pod jegoduchowego zwierzchnictwa i jego domowej omnipotencji. Położył tej medytacji koniec lekki brzęk szyb.
Strzelano. Na szczęście daleko. Na drugim krańcu miasta, w stronie kopalni Mysłowickiej. Uf, rozpoczynało się znów...
Strzały te zaalarmowały nietylko starego dyrektora ale nawet... powstańców. Gotowali się oni do wyprawy na kopalnię Mysłowicką, gdy zaskoczył ich grzmot rozlegający się z wyżyn podmiejskich.
Gubiąc się w przypuszczeniach, wnet drużyny powstańcze ruszyły ku zabudowaniom kopalnianym, gdzie okazało się, że cała kanonada Zycherki skierowana była na pobliską wieżę wodociągową. Bo z wieży tej rzygnął niespodzianie grad kul na zielonych żołnierzy, w chwili, gdy masowo przechodzili przez dziedziniec. Poczęła się z góry taka siejba kul, że oficerowie wiele mieli trudu, by ująć w karby zdemoralizowane swe zastępy.
Nareszcie odpowiedzieli Niemcy ze swych kulomiotów, lecz zgoła nie mogli skazać na milczenie owego działa, które dotkliwie dało się im we znaki, raniwszy kilkunastu żołnierzy, i panowało nad zespołem budynków. Strzelali z okien i z za węgłów, do niewidzialnego nieprzyjaciela, który ukryty poza wysokim gzymsem na szczycie tej wieży, zapewne drwił sobie z ich pocisków.
Wobec tego dowódca załogi uznał pozycję w kopalni za niemożliwą do utrzymania. Jeśli bowiem jeden ciężki kulomiot zaszachował go i obezwładnił, czegoż mógł oczekiwać od swych szeregowców, gdy nastąpi atak całej lawiny powstańców? Rozkazał zatem opuścić co tchu te mury i biedz do wielkiego,