Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.

kaźni, prędzej, czy później, wywieszą białą chorągiew lub będą starali się nocą przebić przez kordon. Wśród zgromadzonych w tym przygodnym lazarecie pojawił się z wieczora ks. Woźniak z Szopienic. Opowiadał, że zewsząd pomyślne nadchodziły wieści o wyparciu Zycherki z wielu miejscowości, a Emil Kłosek, komendant górników z Wilhelminy, oczyściwszy okolicę snadnie, śpieszył na pomoc powstańcom Mysłowickim. Może już stał w ich szeregach.
Przejęty sprawą ksiądz Woźniak puścił się w stronę grzmiącej stannicy a za nim panna Orzelska. Nie mogła już dłużej usiedzieć jak ptak w klatce, kołatać się w niepewności i niepokoju. Paliło się jej pod stopami; pragnęła popatrzeć na powstańców, przeżywać z nimi w duchu perypetje utarczki, i zdawało się jej, że sercem swem potrafi osłonić przed kulami swego rycerza, do którego przyrosła wśród huku kulomiotów katowickich i spólnych bitewnych uniesień.
Szarzało. Cisza chwilowa, kojąca rozpostarła się na boisku po niefortunnym ataku, jaki powstrzymał w pół drogi siarczysty ogień Zycherki, która w swej wygodnej twierdzy tkwiła spokojnie niby jeż w kolczastym krzewie.
Lecz w piersiach górników kłębiła się wojacka zaciętość i wnet zerwała się samorzutnie sekcja śmiałków, skoczyła naprzód, o kilka stajań dalej padła na ziemię, przyczaiła się. A z okien szlafhauzu zionęły znów rury gradem ołowiu. Zawibrowało powietrze, poświst i huk rozleciał się nad struchlałe miasto.
Aby zatrudnić całą załogę reduty i odwieść jej uwagę od posuwającej się naprzód drużyny, wszystkie łańcuchy powstańców jęły walić znów do pozycji niemieckiej i na całym obszarze rozegrała się muzyka bitewna, budząca w ludziach coś, co śpi na dnie dusz: dzikość dalekich praszczurów.