Co począć? Uciekać? To znaczyło dostać się pod kule karabinowe wartownika, który niewątpliwie już zauważył dwa zbliżające się doń cienie, oraz zaalarmować cały posterunek. zapewne smacznie śpiący, i wywołać go do akcji przeciwko przybłędom z Polski.
Wiktor Kuna rozumiał, że uciekając ściągnie na siebie najgorsze podejrzenia i wywoła wilka z lasu.
Zimny dreszcz przeszył go do szpiku kości. Świadom całej grozy położenia, ale przytomny, pozornie spokojny i gotów na wszystko, czekał aż żołnierz zbliży się do niego. Froncek drżał jak listek i dzwonił zębami, lecz trwał przy boku swego pana.
Dał się słyszeć stłumiony chrzest bucisków żołnierskich. Grenzschutzler nadchodził.
— Parole? (Hasło) — zawołał.
— ... Breslau! — odrzucił po chwili wahania porucznik, snać mniemając, że lepiej palnąć, co ślina przyniesie na usta, aniżeli milczeć.
Nie omylił się. Zrazu żołnierz poczytał ich za chacharów złodziejskich czy trzęsimiechów, ale podane przez Kunę hasło, lubo oczywiście niewłaściwe, ogłupiło go docna tak, że zgoła nie wiedział, co sądzić o tych łazikach. Przybliżywszy się do Wiktora, przyglądał się w głębokie cienie nocy otulonej postaci i sondował jego twarz.
— Schwernot, — począł z niemądrą miną i klątwami szafując, indagował ich, skąd się przybłąkali i w jakim celu.
Kuna chciał go, niby mysz, wziąć na szperkę, i tłumaczył, że urządzili wyprawę na polski brzeg i od żydów w Modrzejowie zakupili rarytnej żywności, przyczem pokazał mu spory kawał kiełbasy.
— Niech to sobie zabiorom — rzekł po niemiecku, sądząc, że za tę cenę okupi wolność.
W istocie lancknecht wrażliwy był na taki mięsny argument bardzo. Oczy zaśmiały mu się do kiełbasy. Schował ją w kieszeń swego mantla, lecz, gdy Kuna, życząc mu grzecznie dobrej nocy, chciał
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.