Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/314

Ta strona została uwierzytelniona.




II.

...Najpierw pośpieszył do Frydenshuty, gdzie Zycherka sztorcem się stawiała, a potem do Chorzowa. Wywiązał się tam bój zacięty i kilku z naszych dało życie. Poległ syn gorliwego organizatora Marcina Watały. Gdy chłopak, kulą w czoło trafiony, padł na pierś ojca bez życia, stary górnik zacisnął pięść i syknął: „Pierony, i tak nie wygrocie!...“ I nie wygrali — opowiadał Augustyn dyrektorowi o Wiktorze i ostatnich bojach.
A pan Wilhelm muskał dłonią kosmyki włosów na łysinie i zastanawiał się, jakie wobec tego zająć stanowisko.
— Górny Śląsk górą! — orzekł wreszcie.
— Górą wiara! — przywtórzył Widera.
— Ale teraz przyjdzie likwidacja strejku. Nasuwa się kwestja, czy zapłacić robotnikom za dni strejku, czyli za powstanie. A węgiel deputatowy? — frasował się dyrektor, ale rad był, że strejk się skończył i świat jego poczynał znów żyć normalnem życiem.
— Trzeba im wszystko wypłacić — sądził Widera.
— Tobie dobrze tak mówić, bo to nie z twej kieszeni! — mruknął dyrektor, twardy w takich sprawach, ślepy na wszystko i dlatego nielubiany.