Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.

Przerwała im rozmowę pani Agata.
— Panna Jadwiga chce już wracać do Katowic.
— Czemu tak się śpieszy? Zatrzymaj tę dziewczynę u nas. Nie przysporzy ci to wydatków domowych. Zresztą ostatecznie ja ci dołożę.
Był pod urokiem młodej Polki. Żona i córka śmiały się po kątach z tego, że „zakochał się i rywalizuje z synem“. A gdy okazało się, że ma ona pewne wyobrażenie o hodowli tulipanów, dyrektor był tem zachwycony. Matylda zauważyła:
— Ona go jeszcze spolszczy.
Ale panna Jadwiga wyjechała nazajutrz, tłumacząc, że nie może nadużywać gościnności, że nie ma bielizny, sukni, że musi zgłosić się w komisarjacie, który przecież, gdziebądź się da, podejmie znów swe prace. Przyrzekła jaknajczęściej odwiedzać dom dyrektora.
W Katowicach jednak komisarjat był jeszcze w rozprężeniu. Kozicki, Koj, Wieczorek i inni nie wrócili z bojów, kierownik Komisarjatu nie podniósł się jeszcze na nogi, więc garstka bezdomnych pracowników zbierała się w mieszkaniach prywatnych i wspólnie radowała się nadspodziewanem powodzeniem żelaznej miotły.
Ani Zycherka ani Komisja Międzysojusznicza nie spodziewała się tego spontanicznego odruchu cierpliwej ludności, a trzy dni wystarczyły, by przepędzić Zycherkę, wyciąć wrzód z ciała Górnego Śląska.
— Lada dzień pocznie się tworzyć policja plebiscytowa na zasadzie parytetycznej, zarówno z Polaków, jak z Niemców miejscowych. Wiemy to od samego Korfantego — zapewniała panna Aneta Grolmanówna, która zjawiła się wśród tej dziatwy katowickiej z Głównej Kwatery, przeniesionej do Małej Dąbrówki, i opowiadała niemało ciekawych rzeczy.