Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/322

Ta strona została uwierzytelniona.

nosem jej półbucika i wspiął się przedniemi łapami na jej kolana.
— Wielka to łaska ze strony Buksa — zauważyła Matylda i powstała, by dopomnieć się w kuchni o kawę.
A panna Jadwiga muskała dłonią łeb kłapouchego psa, który raczył na to odpowiedzieć kiwnięciem sztywnego ogona. Zaczem ułożył się przed nią na wygrzanym żwirze w pozycji spoczywającego lwa, przymrużył żółte ślepie i oddał się podstępnemu łapaniu much.
Po zastanowieniu Matylda postanowiła przemilczeć i zapomnieć o tem przewlekającem się narzeczeństwie panny Jadwigi. A rozumiała, że przyjechała ona do niej w tym celu, aby jej to powiedzieć i aby ona powtórzyła to Wiktorowi.
Gdy po kawie panna Jadwiga chciała ją pożegnać, Matylda protestowała kategorycznie.
— Nie puszczę pani stąd, zatrzymam ją do jutra. Co to będzie za miła niespodzianka dla ojca, gdy zobaczy panią jutro rano przy śniadaniu!
— Dzisiaj nie jestem skłonną do rozmowy...
Matylda odgadła, że ona chce odjechać, by uniknąć spotkania z Wiktorem i rzekła:
— Nikt dzisiaj nie przeszkodzi nam w naszem sam na sam. Wypocznie pani. Zagram coś z Griega.
Siadła do fortepianu. Oderwała ją od nut na chwilę pokojówka, mówiąc, że Mysłowicki sklepikarz Bauch zapytuje się, czy nie mógłby nabyć pieczarek z dyrektorskiej cieplarni.
— Czy on nie przestanie nudzić nas o owe pieczarki? Od kilku dni przychodzi po nie dwa razy dziennie. Powiedz mu, żeby poszedł poszukać do lasu. My nie mamy.
Muzyka Griega zawiodła je na jakieś skandynawskie weselisko. Panna Jadwiga, usłana w fotelu,