Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/324

Ta strona została uwierzytelniona.

stwie nie tylko głosuje za Niemcami, ale pospołu ze szwabami popełnia bohaterskie czyny.
— Nie lubię — ciągnął dalej — rzetelnie nie lubię takich dwulicowych kreatur... Więc skusiło mnie coś i jazda do Oleśna. Z pomocą miejscowej wiary nie trudno było podstawić mu nogę. Wybrał się z bojówką i z maszynówką (z maszynówką taki Anglik hardy!) na połów powstańców do Wysokiej. Przyłapaliśmy tę bandę całe ośm kilometrów od Oleśna w lesie, zgarnęli ich jak stado baranków. Cookerell‘a wsadziłem do... chlewika. Ten rzeczywiście bardzo z powierzchowności dystyngowany pan, z urzędu pułkownik a z zawodu pijak, nigdy jeszcze nie spędził nocy w miłem sąsiedztwie chrząkających melodyjnie i pachnących świń... Zbrzydziłem mu ten interes dokumentnie!... Najgorsze, że myślał, iż zrana będzie rozstrzelany. Bo te nasze pierony bąknęły mu coś w tym sensie. Strach miał mało bohaterski. Wyszedł z chlewika blady jak chusta, drżący, woniejący jak te smaczne stworzenia, wśród których znalazł nocleg... Nie zapomnę tego widoku póki życia. Bełkotał coś długo w swej niemczyźnie, probował nas straszyć całą armją i potęgą W. Brytanji a potem odwołał się do „rycerskości“ Polaków. No, palnąłem mu na to kilka mocnych słów. Bo lubię takich, co w takiej sytuacji, krótko przed dwunastą zachwycają się rycerskością wroga. O lubię!... Trochę zapóźno przypomniał sobie o tem ten... Ryszard bez Lwiego Serca. Za to, pokrzepiony wpierw wspaniałomyślnie gorzałką, dostał porcję batów. Z pewnością leży teraz i klnie na... górnośląskie świnie. Zastosowaliśmy na całej linji receptę Froncka i tak wszystkie Niemczaki wzięły w skórę, aż w lesie dudniło! — śmiał się porucznik i kończył:
— Zaraz po tym akcie sprawiedliwości zabrałem jakiś motocykl i uważałem za stosowne wyprowadzić się pośpiesznie z tego powiatu do Małej