Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

bronił, lecz cztery ręce pochwyciły go niby kłodę drzewa i ciśnięto go z rozmachem o dwa czy trzy kroki.
Rozległ się głośny plusk woda bryzgnęła strugą i cielsko zanurzyło się po szyję w rzece.
Dwa cienie przepadły w ciemnej uliczce.