Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.

nia Lisa. Miał ją spełnić z pomocą śpiącego obok nich marynarza. Jednakże wyprawa ta przemieniła się w pijatykę i na tem skończyła, gdyż marynarz rozpoznał z Lisie znajomego towarzysza i wilka morskiego. Gdy przypomnieli sobie, że spili się dwukrotnie w Kilonji razem, rozczuliło ich to tak, że wyprawili sobie marynarską hulankę na koszt Wernera, który sam, ani nawet z młodym Orgeszowcem, nie byłby śmiał atakować Samsona wbrew woli marynarza.
Pierwotną sprężyną planowanego zamachu na Lisa był Werner. Nie mógł on darować mu, że posiada dużą, doskonale prosperującą gospodę, przy głównym trakcie. Szpiegował go i doniósł komisarzowi Weitzlerowi o tem, że Lis przyłączył się do powstańców. Sprawa ta oparła się o szefa wywiadu niemieckiego Bulę i nad karczmarzem szopienickim zawisł grom, którego uniknął on jedynie szczęśliwym trafem. Tragedja utonęła w bezmiarach wódki.
Lis nie zdawał sobie z tego sprawy. Dopiero indagowany przez porucznika, przypomniał sobie tajemnicze półsłówka, jakie padły z ust Wernera w ciągu pijatyki, i zrozumiał, w jakiem był niebezpieczeństwie. Rozsierdził się. Popatrzył zaczerwienionemi oczkami na trzech leżących przed nim basałyków, jakby medytując, jaką drogą wyprawić ich na drugi świat.
Lecz Wiktor trzymał go w ryzach, a Froncek nadał sprawie zgoła inny wygląd. Spostrzegł on w mieszkaniu Wernera blaszane naczynie z farbą, przyniósł je i począł malować gęby śpiących ożeraków pendzlem na zielono, co wprowadziło Lisa w wesoły nastrój. Podobał mu się Werner z zielonym kleksem na nosie, z esami-floresami na czole i pod oczyma a Froncek uznał, że należy trzy te okazy ludzkie wystawić na widok mieszkańców Szopienic.