W gospodzie powitał Lisa Nawoj.
Pani Fryda, nie ograniczając się na zaalarmowaniu porucznika Kuny, poszukiwała napróżno od rana Nawoja, by go pchnąć na ratunek zaginionego męża. Znalazł się zapóźno, lecz całą tę interesującą sprawę wziął sobie bardzo do serca.
Tego wieczora, gdy w mieszkaniu Lisa siadł przy butelce z jeszcze trochę pijanym i trochę zielonym marynarzem, z którego oblicza pokost nie dał się zmyć odrazu, pociągnął go za język i dowiedział się, że wyrok śmierci na Lisa wyszedł z centrali wywiadu niemieckiego, a mianowicie od Buli, urzędnika komisarjatu plebiscytowego dra Urbanka w Bytomiu.
Ten renegat, który nie swemi rękoma zgładził już ze świata niejednego gorliwego Górnoślązaka polskiego, trzymał w ręku nici tajemniczych spraw plebiscytowych, łączących Bytom z Wrocławiem.
Nawoj wiedział to, albo raczej podejrzewał od dawna. Teraz uzyskał pewność i zrobiło to na nim takie wrażenie, że nie dało mu to spać. Przez całą dobę knował coś w swej nie byle jakiej głowie.
Następnego wieczora pojawił się u porucznika Kuny. Odkąd Wiktor poczęstował go winem i przyjął jak dżentelmana, żywił on dla niego głęboką życzliwość. Wtajemniczył go we wszystko z tego względu, że ze strony Buli można było oczekiwać