Odhaczywszy łańcuszek, pan Bula wpuścił Hanysa i zabrał go do swej bardzo dostatnio umeblowanej sypialni
Natychmiast zajął się teką. Obejrzał ją, wyjął z biurka kluczyk i, otworzywszy, stwierdził, że pieczęcie listów były nienaruszone. Począł odczytywać jeden z tych listów z zaciekawieniem.
W tym czasie zatrzymał się przed tą kamienicą samochód, długi touring-car, z którego wysiedli elegancki pan Nawoj i chudy, kościsty blondyn z brodą w klin przystrzyżoną, obwisłemi powiekami i posępnym wyrazem twarzy.
Skinął on na dwóch przy narożniku ulicy czatujących aniołów opiekuńczych pana Buli. Skoro się do niego zbliżyli, bez słowa sięgnął na tył spodni i pokazał im wiszącą na pasku blaszaną markę tajnego agenta międzysojuszniczej policji kryminalnej.
— Proszę czuwać nad mym samochodem! — rzekł do nich Alzatczyk po niemiecku, w ten sposób przytwierdzając do miejsca tych gwardzistów Buli, jak to z góry uplanował Nawoj. Raportując u Buli, mogli oni pokrzyżować ich grę.
Jeszcze p. Bula nie przeczytał skryptu, gdy dzwonek, o szóstej z rana niepożądany, zbudził lokatorów. Do zdumionego szefa wywiadu wtargnęli Forestier i Nawoj.
Na wstępie, dobywając znów z poza spodni utajoną tam markę legitymacyjną, ponury Alzatczyk ozwał się głośno:
— Znajduje się u pana człowiek bardzo podejrzany o zamordowanie młodego gońca, którego zwłoki znaleziono przed godziną na gościńcu podmiejskim.
W pierwszej chwili p. Bula zapomniał języka.
— Zamordowano... Zamordowano Schneidera? Ale ja otrzymałem moją korespondencję całkiem w porządku i ten młodzieniec... Rzeczywiście zdziwiło mnie, że dzisiaj doręczył mi tę tekę nieznany mi człowiek.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/363
Ta strona została uwierzytelniona.