Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/369

Ta strona została uwierzytelniona.

niejakiego Badt‘a a w niej kryją się niezwykle rozległe piwnice, sięgające aż do kamienicy nr. 10, t. j. do Hotelu Lomnitz. Dałoby się przeto bardzo łatwo wysadzić z tych piwnic całą siedzibę komisarjatu plebiscytowego wraz ze wszystkimi pracownikami w powietrze.
— Um Gottes willen — szepnęła przejęta pani Agata, a mąż jej ozwał się:
— To byłoby niesłychaną zbrodnią!
— A jednak podjął się tego niejaki Hankowiak, oczywiście nie dla pięknych oczu Germanji. Jego osoba wszakże nie podobała się tej zakulisowej mafji niemieckiej. Zresztą myśl samą uznano za... piękną. Owszem. Zaopiniowano, że należy odczekać momentu, gdy okaże się to „nakazem konieczności“ a wtedy wykonanie powierzyć rękom doświadczonym. No, jak to się ojcu podoba?
Porucznik cisnął list na stół... Dyrektor wyciągnął po niego rękę i syknął:
— A to łajdaki...
— Oto ma ojciec czarne na białem. Berlin gotów iść nawet po trupach, byle cel swój osiągnąć! — podsunął mu pod nos syn.
Stary Ślązak zamyślił się i po chwili zagadnął go:
— Czy przypuszczasz, że Walter macza w tem swe palce i kieruje „doświadczonemi rękami“ opryszków i zbirów?
Wiktor zerknął w oczy Jadwini a ona zrozumiała go, przypomniała sobie obławę Waltera na brata.
— Doprawdy nie wiem... — odrzekł ojcu Wiktor.
— Ten pański komunistyczny przyjaciel to musi być ciekawy osobnik! — ozwała się Jadwinia.
— Ciekawy? — wybuchł Wiktor. — Proszę pani, w czasie wojny, w lazarecie, w obozie widywałem niemało oryginalnych osobników, jednakże