Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/371

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oh! — zaśmiała się Matylda do Jadwini. — Wiktor — to polityk nielada. Tak cię zachęca do tej wycieczki, bo sam musi pojechać do Bytomia, a nie chce pozbawić się twego towarzystwa. A o nas nie myśli.
Zdemaskowany przez siostrę Wiktor nie próbował się wykłamywać. Oszczędziła mu tego Jadwinia, która gotowa była pojechać z nim i Nawojem do Bytomia.
Podniesiono jednak sprzeciw; obie panie i dyrektor pragnęli zatrzymać ją na wieczór. Domagali się tego i ostatecznie stanęło na tem, że Jadwinia przyrzekła przyjechać nazajutrz z południa i pozostać u państwa Kuhnów do chwili wyjazdu. Matylda i Wiktor mieli odwieźć ją wieczorem na stację kolei do Sosnowca.
— Doprawdy państwo rozpieszczają mnie... — rzekła ujęta serdecznością dziewczyna z całym swym wdziękiem, nie zdając sobie z tego sprawy, jak bardzo przyjęcie, którego doznała w tym domu od pierwszej chwili, przyczyniło się już do zbliżenia jej do tego społeczeństwa i zacieśnienia węzłów między nią a ziemią śląską.
Nawoj zdziwił się, gdy na dworcu Mysłowickim ujrzał obok porucznika elegancką, uroczą blondynę i czuł się zaszczyconym, gdy Wiktor przedstawił go pannie Orzelskiej ceremonjalnie:
— Pan Antoni Nawoj.
— Słyszałam o panu bardzo wiele — rzekła Jadwinia, podając mu rękę.
On ściągnął krzaczaste brwi, jakby w gniewie, i z głębi oczodołów strzeliło na jej twarz spojrzenie, wyiskrzone namiętną ciekawością. Ześlizgnęło się powoli po jej kształtach, zatrzymało na bucikach i schowało pod obwisłe powieki. Gdy Wiktor pospieszył po bilety, komunista stał niemy i nieruchomy, z odwróconą od panny głową. Zapadł się w tajemnicze czeluście swej duszy.