Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/379

Ta strona została uwierzytelniona.

na jego twarzy. Wyplątała się powoli z jego splotów, w rozblaskach brylantowych jakby wynurzając się z gorącej, wonnej i upojnej kąpieli.
— Teraz będę sroga! — przyrzekła sobie, a łobuz uśmiechnął się:
— Ładna perspektywa...
Rozśmieszył ją i „na pożegnanie“ jeszcze wytargował całusa.
Ale pożegnanie było przykre, gdy ujrzał ją w przedziale wagonu, tę swoją uroczą dziewczynę w aureoli jasnych włosów z aż trzema bukietami kwiatów na łonie. Przytulił twarz do jej rąk i czuł, że gdyby była całkiem wolna, żegnałby w niej swą narzeczoną. Bo byli sobie poślubieni w sercach.
— A niechaj pan ma się na baczności! — przestrzegła go, stojąc w oknie ruszającego pociągu, i posłała mu, położyła na piersi długie, smętki kojące spojrzenie.
Od chwili jej wyjazdu Wiktor udawał przed sobą, że nie myśli o niej, chociaż tęsknota za tą lubą dziewczyną i gwiazdą jego życia, spoczywała na dnie jego duszy i nastrajała go na poważniejszą nutę. Ze zwykłą swą rwącą aktywnością organizował w Mysłowicach parytetyczną, z Polaków i Niemców złożoną Policję Plebiscytową, t. z. Apo, jaką Niemcy uznali za „wielki strategiczny sukces Korfantego“ a Polacy za bezcenną podporę swych poczynań plebiscytowych oraz jawny zawiązek polskiej siły zbrojnej. Wnet rozporządzał ośmdziesięciu dobrze uzbrojonemi ludźmi.
Nie wyczerpywało to wcale jego działalności. Brał udział w naradach nad sprawami wojskowemi, nie wysuwając się wcale na naczelne stanowiska, pomagał w pracach organizacyjnych i niejednokrotnie jeździł na zebrania oświatowe i zagrzewał lud do skupiania się pod sztandarem polskim. A da-