fermentów wyszło zaproszenie do sędziego Kuhny na dzień, w którym niespodziewała się w Gross-Waldau narzeczonego.
Doskonały obiad czekał na pana sędziego. Miał on zastąpić gościowi inne przyjemności pobytu na wsi. Dopiero na wieczór obiecało się kilka osób. Więc panna Emma zabrała sędziego na własność.
Upewniwszy się, że ciotka nie podsłuchuje, usadziła go w głęboki fotel przy likierze i poczęła:
— Cóż dzieje się z pańskim bratem Wiktorem?
— To pani powinna wiedzieć lepiej odemnie — odparł sędzia, przyglądając się jej ciekawie.
— Jakto? Czy pan nic utrzymuje z nim stosunków?
— Nie! Wykreśliłem go z rodziny, jako Polaka.
— Wykoleił się, to przykre...
— Ale pani nie odstręczyło to od niego.
— Przeciwnie. O to poróżniliśmy się trochę. Nawet więcej niż trochę. Ale zachowałam dla niego wiele prawdziwej przyjaźni. A pan? — podniosła na niego sondujące spojrzenie.
— Ja? — odsapnął sędzia. — Wyznam, że poczytuję go za to, czem w istocie jest, t. j. za naszego wroga.
— To źle, to szkoda...
— Szkoda?
— Szkoda. Sądziłam, że pan nie postradał dla niego uczuć braterskich... Chciałam panu coś powiedzieć...
— Jestem na pani usługi. Proszę mną dysponować.
— Bardzo dziękuję, lecz... sprawa upada wobec tego, że pan sędzia odnosi się do niego nieprzychylnie.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/386
Ta strona została uwierzytelniona.