Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/388

Ta strona została uwierzytelniona.

pogrążyłby go w nieszczęście. Kto wie, czy tego lekkomyślnego człowieka nie kosztowałoby to...
— Oh, zaręczam pani uroczyście, że, już przez wzgląd na ojca, nie pragnę jego śmierci.
— Przez wzgląd na ojca pan winien go ratować! — padła w fotel i nachylając się ku niemu przez stół, poczęła wybuchowo: — Panie sędzio, ja powinnam była wtajemniczyć go w tą sprawę już dawno, dawno. To mnie gnębi. Gdyby Wiktora spotkało coś złego, robiłabym sobie gorzkie wyrzuty... Pan sędzia może skutecznie zaradzić wszystkiemu... Ja powiedziałabym wszystko, gdyby pan dał mi solenne słowo honoru, że bez mej wiedzy i woli nie zrobi pan najmniejszego użytku z tej tajemnicy, bez mej aprobaty nie przedsięweźmie zgoła nic.
Walter, niesłychaną palony ciekawością, dał jej „uroczyste, oficerskie słowo honoru“ i zamienił się w ucho. Ona zaś zdawała się jeszcze wahać. Przeszła przez pokój, zajrzała do przyległego salonu, siadła naprzeciwko sędziego i zagadnęła z cicha:
— Czy pan sędzia pamięta sprawę zamordowania Oberleutnanta Gronosky‘ego w Tychach?...
On poprawił nerwowo binokle na nosie, musnął dłonią wypomadowane, ciemne włosy i poruszył się w fotelu żywo.
— Pamiętam to i owo. Zdaje mi się, że dochodzenie sądowe umorzono.
— Tak? To byłoby doskonale! — ucieszyła się Emma.
— Nie jestem całkiem pewien. A cóż Wiktor ma z tem spólnego?
— On ma z tem tyle spólnego, że... — cedziła — on to dał znać owym zbirom, co zamordowali porucznika i trzech jego ludzi, o tym pościgu...
— Jakim pościgu?
— Za Wiktorem.