rządów czyli ich interesami dyplomatycznemi, aniżeli względami na wynik plebiscytu.
Tej rozmowie, jaką toczyło dwóch podróżnych w pociągu, idącym z Warszawy do Katowic, przysłuchiwała się gazetą przysłonięta panna Orzelska. Wszystko bowiem, co dotyczyło Śląska, budziło w niej zainteresowanie i, wracając teraz na teren plebiscytowy, miała takie wrażenie, jakby powracała do ściślejszej swej ojczyzny. Zauważywszy, z jakiem przejęciem opowiadała w domu o sprawach górnośląskich, mówiła jej matka: „ześlązaczałaś“.
Tak było. Gdy pociąg minął Częstochowę, Zawiercie i zbliżał do kamieni granicznych, zdało się jej, że wyrastają jej skrzydła, i za chwilę frunie, byle prędzej stanąć tam, gdzie wołało ją serce.
A czuła się wolna, jak ptak. Wyzwoliła się z pętów narzeczeństwa, zerwała z prof. Chaleckim. Nie łatwo przyszło jej pogodzić rodziców z tem postanowieniem, jak to przewidywała, i nie mniej trudno zjednać ich dla Wiktora Kuny.
Wprawdzie „syn dyrektora kopalni węgla“ brzmiało wcale ładnie a „właściciel tartaku parowego“ także zalecało go trochę, jednakże trzeba było nielada swady i argumentacji, by rozwiać rozliczne obawy o jej przyszłość z człowiekiem z „innego świata“. Jadwinia zaś nie śmiała kłaść wielkiego nacisku na to, że odegrał on przy niej rolę rycerskiego opiekuna, gdyż obawiała się, by rodzice nie przerazili się panujących na G. Śląsku stosunków i nie sprzeciwiali się jej powrotowi w groźne fermenty życia plebiscytowego.
— Nikt nie ma pojęcia, jak on jest mi oddany, jak mnie kocha! — mówiła ogólnikowo i zapewniała: — Miałam tego nadzwyczajne dowody.
Ze skuteczną pomocą przyszła Jadwini pani Pochwalska. Bo pani Orzelska wpadła na myśl, by dowiedzieć się o owego Kunę u osoby, w której
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/393
Ta strona została uwierzytelniona.