Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/395

Ta strona została uwierzytelniona.

niecierpliwością on jej oczekuje, z jaką bezmierną radością powita ją nareszcie! Przymknęła oczy i zdało się jej, że szybuje w morze blasków, jakie padną z jego śniadej twarzy, z jego zdobywczych źrenic na nią za chwilę. Czemu dokuczała mu swemi wątpliwościami, krępowała swego junaka? Czyż nie była jego płomiennem ukochaniem, uosobieniem Polski?
Katowice... Pociąg leciał ku stacji. Jadwinia przejrzała się w podręcznem lusterku, poprawiła kapelusz i uśmiechnęła się do siebie. Czuła się ładną, uroczą. Serce biło jej młotem, bo nie parowóz, lecz to serce młode przywiozło ją z daleka.
Stacja. Już! Stuk i łomot wagonów. Galerja świateł. Iluminowano tej nocy....
Gdzie Wiktor?
Nie było go.
Nigdy jeszcze Katowice nie wydały się jej tak bezbarwnem, szablonowem, niemieckiem mieściskiem.
Zawód doznany rozpływał się powoli w lesie przypuszczeń, co stanęło Wiktorowi na przeszkodzie i nie pozwoliło stawić się na zew bogdanki.
Nazajutrz i tak już zaniepokojona dziewczyna posłyszała w Komisarjacie katowickim coś przerażającego. Wiktor przepadł od tygodnia bez śladu i rodzice jego poszukiwali go gorączkowo, jak dotąd bez najmniejszego skutku. Mówiąc o tem pannie Orzelskiej, wszyscy w komisarjacie żywili widocznie jaknajwiększe o życie Wiktora obawy. A Pająk, nie zdając sobie sprawy z tego, czem porucznik Kuna był dla niej, rzekł bez osłony:
— Pewnie go zakatrupiły jakie gizdy.
Ze ściśnionem sercem Jadwinia pojechała natychmiast do Mysłowic. Zastała panią Agatę w stanie obłędnego rozstrojenia nerwowego. To tonęła we łzach, zapadała w mroki przygnębienia i prostracji, to zrywała się do akcji śledczej, dyktowanej zgoła fantastycznemi przypuszczeniami.