Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/402

Ta strona została uwierzytelniona.

błędów z Niemiec i wszelkich Orgeszowych elementów, które trudniły się przemycaniem broni niemieckiej na G. Śląsk i tworzyły kadry Stosstrupplerów, gotowych na rozkazy komendy. Uchodził u nich za „narodowego“, nawet bardzo narodowego komunistę, rzekomo sprzyjającego antypolskim ich poczynaniom, a że chętnie stawiał na stół butelkę i obdarzał ich niekiedy cygarami, więc cieszył się pewną popularnością. Grywał z nimi w karty, w bilard i hulał po nocach.
Ale, ciągnąc ich za język, przekonywał się, że nikt z jego kompanów nie wiedział nic pozytywnego o losach porucznika Kuny. Ojciec jego nie mylił się, sądząc, że nie grali oni w tej sprawie żadnej roli. Wprawdzie Nawoj nie tracił jeszcze nadziei, że posłyszy coś, co okaże się nitką wiodącą do kłębka, lecz niecierpliwił się trochę i nawiedzała go myśl, by wejść jednocześnie na inną drogę, jaką widział od pierwszej chwili.
I on był przekonany, że tego djabolicznego figla wypłatał porucznikowi jego brat. Musiał on mieć we Wrocławiu kochankę, przez którą byłoby można zapewne dowiedzieć się, gdzie ukrył sędzia brata tak dobrze przed światem. Przez kochankę lub jaką inną piękną a łatwą kobietę... Przetrawił to w głowie i udał się do panny Orzelskiej.
Na widok oczekiwanego niecierpliwie komunisty Jadwinia rozpromieniała. Powitała go jakby zwiastuna jaknajpomyślniejszych wiadomości. A on schował oczy pod czarne, krzaczaste brwi i przyglądał się z rozdętemi nozdrzami jej falującym piersiom, jej alabastrowej szyi i młodością pachnącym licom.
— Nie szczęści mi się!... — mruknął siadając naprzeciwko niej. — Dotąd tak jestem mądry jak byłem, t. j. ciemny. Nie odnalazłem tego młokosa, który zjawił się w hotelu po walizkę porucznika.